Idzie zima – masz już swój koc?

Dziś rano obudził mnie dawno nie odczuwany chłód. Lato może nie rozpieszczało przez cały czas, ale zdążyło mnie przyzwyczaić do tego, że biegam po domu w krótkim rękawku, a jeśli wyjdę na zewnątrz, to również nie potrzebuję ciepłego odzienia. Dzisiaj było na tyle zimno, że, aby wyjść do pracy, musiałam dokopać się do zimowego płaszcza. Spieszący się za oknem ludzie nie pozostawiali złudzeń – idzie zima, czas odśnieżania auta (dzisiaj było pierwsze odszranianie) i długich wieczorów pod ciepłym kocem. Tym samym postanowiłam zrobić przegląd tego, co na rynku daje ciepło.

Najlepiej byłoby się zapatrzyć w koce bawełniane, jednak ich cena skutecznie odstrasza. Ze względu na długi czas produkcji takiego koca, można go kupić w przedziale od 200 zł wzwyż. Nigdy taniej, a jeśli tak, to do czynienia mamy zwykle z półproduktem.

Przeglądając ostatnio zasoby internetu natrafiłam na koce bambusowe, które okazały się jeszcze droższe, niż bawełniane. Tutaj, musimy liczyć się z wydatkiem około 500 złotych, chyba jednak warto, choćby ze względu na fakt, że są wykonane z naturalnych włókien, w dodatku są świetne dla alergików.

Zejdźmy jednak na ziemię i poszukajmy koca idealnego, takiego na każdą kieszeń, który i ogrzeje i pozwoli cieszyć się miękkością w dotyku. Sama od lat jestem „właścicielką” koca wełnianego i był to mój najlepszy „ciepły wybór” od lat. Pod takim kocem bardzo szybko robi się przyjemnie błogo. Ja za swój czerwono-szary zapłaciłam jakieś 80 złotych.

Zdecydowanie nie polecam natomiast koców polarowych. Są cienkie, szybko się filcują, a w dodatku nie mają za wiele wspólnego z ciepłem. Koce te mogą się może nadać na wyjazd za miasto, kiedy robi się grilla i przydałoby się na czymś usiąść.

Wśród koców wypadałoby wymienić jeszcze akrylowe, które, podobnie, jak polarowe są cienkie, ale za to jakieś tam ciepło dają. Jednak mój wełniany przyjaciel przyzwyczaił mnie do siebie na tyle, że nie zamieniłabym go za żaden inny. Chyba że na nowszy model.

Read more